SPOTKANIA Z ZABYTKAMI 3/2024 - przeczytałem, moja opinia, czekam na Wasze!

Czasopisma też wędrują, zmieniając się podążają za gustami czytelników, czasem zmiana formuły pisma prowadzi do skokowego wzrostu liczby czytelników, ale zdarzają się także porażki. Od lat czytam „Spotkania z zabytkami”. Czasopismo przed laty wydawane przy częściowym wsparciu kolejnych ministrów kultury, potem miało krótki okres, w którym rolę sponsora przejęła prywatna fundacja. Od ponad roku lat pismo wróciło pod opiekuńcze skrzydła mecenatu państwa, najpierw pod patronat Narodowego Instytutu Konserwacji Zabytków, który pojawił się w stopce jako wydawca, a po jego włączeniu (słusznie) do struktur Narodowego Instytutu Dziedzictwa, ten ostatni zajmie prawdopodobnie to miejsce. Z pismem do swojej śmierci w roku 2023 związany był ogromnie zasłużony dla ochrony zabytków Wojciech Przybyszewski, z którym miałem okazję odbywać liczne debaty. Aktualnie funkcję redaktora naczelnego pisma sprawuje Marcin Pieszczyk. Pismo nie tylko nowym projektem okładki, (dawną jej formę i najnowszą przedstawiam poniżej), zmieniło się w istotny sposób. Gdyby próbować ćwierknąć na ten temat wedle zasad Twittera, to porównując obie formuły programowe pisma i przy założeniu, że ćwierkanie nie jest kruka specjalnością, ćwierknąłbym tak „Poprzednie czasopismo koncentrowało się wokół zabytku, często jego detalu, dążąc do zainteresowania nim szerszego niż grono profesjonalistów kręgu odbiorców. Najnowsze stara się pokazać zabytek w kontekście otoczenia i z punktu widzenia odbiorcy jego ideowej wartości, w tym także jego użytkownika.”

A teraz kilka zdań o najnowszym numerze, od razu powiem wartym lektury. W słowie wstępnym P.T. „Rednacz” analizuje różne postrzeganie kolekcjonerów przez otaczający ich, nie zawsze życzliwy im świat, poczynając od kwalifikowania ich jako niegroźnych szaleńców, oraz tych „co nie zjedzą obiadu”, aby kupić coś do kolekcji, a kończąc na tych, dzięki którym tysiące eksponatów możemy oglądać w muzeach. Pomija jednak najistotniejszy moim zdaniem fakt. Kolekcjonerzy gromadzą imponującą wiedzę na temat przedmiotów stanowiących zasoby ich kolekcji. Dziewięć edycji Nagrody im. Feliksa Jasieńskiego oraz nagrodzone w nich książki i wystawy potwierdzają, że kolekcjonerstwo przedmiotów jest dla wiedzy, a nie dla samego ich posiadania.

Zgodnie z nową formułą pisma otwiera go wywiad. Jest ich w sumie więcej niż w poprzedniej formule, nie wszystkie się bronią, tym razem świetny z Krystyną Zachwatowicz, córką profesora Jana Zachwatowicza, którego zasługi dla konserwacji zabytków warte są zachowania w zbiorowej pamięci. Nie wiem, czy jest potrzebny podział tekstów na sześć działów od „Jedźmy w Polskę” po „Na dobry koniec”. Z kolekcjonerskiego punktu widzenia zwracam uwagę na artykuły „Jak Polska nie została drugą Szwajcarią”, rzecz o produkcji zegarków ręcznych, „Pandory – emisariuszki mody”, czyli o lalkach, kiedyś symbolach mody, a dzisiaj ozdobie kolekcji. Dobrze, że wspomniano o wystawie prac Andrzeja Wróblewskiego na biennale w Wenecji i o nowym dedykowanym mu wydawnictwie, bo nigdy dość prezentacji polskich twórców poza naszym lokalnym horyzontem. To także kolejny przykład zasług w tym zakresie prywatnych kolekcjonerów, tym razem Fundacji Rodziny Staraków i Fundacji Andrzeja Wróblewskiego. Wspomnę, że wystawa obrazów Wróblewskiego w Lubljanie w roku 2021 była laureatką Nagrody im. Feliksa Jasieńskiego. Poruszył mnie tekst „Niepolskie polonica”, którego autorami są Katarzyna Wąs i Leszek Wąs, bo to nie tyko tematyka istotna dla kolekcjonerskich dylematów dotyczących opisów w katalogach, ale także piękny przykład, kiedy córka w swoich zainteresowaniach badawczych poszła w ślady ojca. Miałem wątpliwości czy mieści się w formule pisma tekst „Indyanin w Galicji”, ale przekonały mnie bardzo kolekcjonerskie zaprezentowane w nim antykwaryczne artefakty. Nie mogę także pominąć milczeniem frapującego tekstu Jacka Dehnela „Ceremonie herbaciane”, o tym jak zabytek w prywatnej kolekcji może być i dobrze że tak się dzieje, z szacunkiem traktowanym przedmiotem codziennego użytku.

Pewnie redakcja jest tego świadoma, ale patrząc z lotu ptaka, tym razem kruka, na całość numeru można obronić tezę, że jego motywem przewodnim jest ARCHITEKTURA. I rzekłbym „Tak trzymać”, bo nigdy dość dla dobra polskich zabytków rozważań na ten temat, zwłaszcza relacji między konserwatorami, projektantami i inwestorami. Przejdźmy się z czasopismem Traktem Królewskim w Warszawie, zerknijmy do dóbr ziemiańskich w Tułowicach i synagogi w Poznaniu, pomyślmy z troską o losie modernizmu, któremu redakcja na szczęście ewidentnie sprzyja, poczytajmy rozważania na temat, jakże aktualny, „Budować blisko zabytku”. Świetne teksty, w których Frank Matl oraz Anna Cymer pochylają się z przeciwstawnych perspektyw nad kwestią restauracji zabytków. Zacytuję jedną z konkluzji tej ostatniej: „Budowane dziś ‘zabytki’ są fałszerstwem, malowniczym i schlebiającym gustom, ale nie stanowiącym reprezentacji swojej epoki”. Warto tę smutną refleksję potraktować jako zachętę do rozważnego podejścia do wszelkich prac związanych z „odbudową” zabytków. Czasopismo ma wiele do zrobienia poprzez tematyczne publikacje i mądry lobbying, aby wpis do ewidencji i rejestru zabytków stanowił zaletę, a nie ból głowy właściciela nieruchomości. Zapewne pominąłem inne cenne teksty, które wzbudzą także zainteresowanie – poczytajcie sami, nie pożałujecie dedykowanego im czasu.

W poprzedniej formule czasopismo miało Radę Programową o renomowanym składzie, a w tej nowej brak informacji o Radzie. Wiem, że zdarza się. że tego typu ciała są jedynie atrapą, ale nie muszą nią być. „Spotkania z zabytkami” winny ją mieć. Warto także uregulować kwestię dostępności on line wszystkich numerów archiwalnych.

Zapewne będę nadal czytał „Spotkania z zabytkami” i do sięgnięcia po nie zachęcam wszystkich zaineresowanych ochroną i upowszechnianiem dziedzictwa narodowego